Za mną piękny weekend pod znakiem fajnych kobiet. Nie ten, który właśnie się skończył. Ten też był spoko, choć paliłam znicze na grobach nieswoich przodków – moi są daleko…
Chodzi mi o poprzedni weekend. Wiecie, jak człowiek ma czwórkę dzieci i właśnie w pocie czoła szykuje wystawę, to jakoś tak wolno się zbiera do pisania…
Pojechałam mianowicie do Krakowa z jedną fajną kobietą, którą sama urodziłam i z okazji jedenastej rocznicy tegoż urodzenia zrobiłyśmy sobie wycieczkę na koncert Jucho. Ogólnie, polecam dawać dzieciom takie prezenty, które zupełnie przy okazji stanowią prezent również i dla rodzica. Jucho (jak i jej wcześniejszy projekt Domowe Melodie) kochamy obie miłością wielką, bezgraniczną i bezkrytyczną. Za kunszt muzyczny, genialne teksty i poczucie humoru, które jest prawie tak dobre jak moje 😉 A po koncercie pokochałyśmy ją jeszcze bardziej – za sposób bycia. To było połączenie koncertu, stand-upu i świetnej zabawy. Chętnie bym poszła na dokładnie to samo jeszcze raz. Albo tak ze trzy razy. Przy okazji kupowania płyty dałam Jucho „Krus&love”, z nadzieją, że może też uzna kiedyś, że moje poczucie humoru jest prawie tak dobre jak jej…
Nocowałyśmy u kolejnej fajnej kobiety – Kasi Doroty, mojej przyjaciółki, wiedźmy wytwarzającej tradycyjne pająki i motane lalki, znającej się na obrzędach i rzucającej magiczne zaklęcia (no prawie). Zaintrygowani? to zajrzyjcie tu: https://urbanmagia.com.
Następnego dnia machnęłyśmy jeszcze doskonałą wystawę Olgi Boznańskiej w Muzeum Narodowym. Okazało się, że mam z Boznańską jedną ważną wspólną cechę: sympatię do myszy! Ona hodowała myszy w swojej paryskiej pracowni celowo, lecz trochę wymknęło jej się to spod kontroli. Ja zaś hoduję je trochę przypadkiem: zalęgły się po prostu, jak to w lesie bywa (moja pracownia to taki barak na skraju lasu). Ja nie mam serca robić im krzywdy, koty też jakoś nie współpracują, więc sobie żyją te moje myszy, zjadając podsufitkę i mydło…
Tymczasem trwają przygotowania do wystawy. Wrzucam zdjęcie z autoportretami Boznańskiej i fotki postępów mojej pracy i idę dalej wdychać terpentynę.






